Romantyczny zachwyt«odpierwszego wejrzenia» może się stać co najwyżej iskrą, od której dopiero można zacząć rozniecać płomień. Przy iskierce nie sposób się ogrzać ani ugotować strawy. Do tego potrzebny jest duży, spokojny i trwały ogień. Aby z iskry powstał taki ogień, trzeba go rozpalić, podsycać, pielęgnować i podtrzymywać. Ponieważ bajki o tym na ogół milczą, mylnie wierzymy, że w życiu wszystko jakoś ułoży się «samo». A gdy to się nie udaje, czujemy żal i rozczarowanie. Stwierdzenia w rodzaju: «nie mogę bez niego żyć» lub «tak się kochają, że nie mogą bez siebie żyć» – określają inny wariant związków mylnie nazywanych również miłością. Jeżeli wyraża to jedynie poetycką retorykę, to w porządku, gorzej jednak, gdy owo »nie mogę bez niego [lub bez niej] żyć» staje się obsesją, która wypiera z naszego życia wszystkie inne treści, cele i zainteresowania. Taki stosunek do najbliższej osoby nazywamy uzależnieniem. Jeżeli nie mogę bez kogoś lub czegoś żyć, to znaczy, że nie funkcjonuję samodzielnie, nie posiadam autonomii. W przyrodzie zdarzają się takie formy życia – np. ukwiał, huba czy powój – zdolne wyłącznie do życia w symbiozie. Uczuciowe uzależnienie splata w pasożytniczy węzeł dwie osoby, których indywidualne poczucie wartości jest zerowe, ale mimo to usiłują go sobie nawzajem użyczać. Paradoks polega na tym, że o poczucie wartości, którego mi brak, zabiegam u ciebie, chociaż ty też go nie masz; ty zaś, czując się sam nic nie wart, pragniesz czerpać poczucie wartości ode mnie. Wśród ludzi wzajemne uzależnienie rzadko bywa w pełni symetryczne i najczęściej pasożytuje na partnerze tylko jedna strona. Druga szybko się tym męczy i szuka sposobów oderwania się od swego ukwiału lub powoju. Wtedy właśnie ów ukwiał lub powój woła: «nie mogę bez ciebie żyć», święcie wierząc, że na tym polega miłość i że to miłość zostaje podeptana.
0 Comments