Nie przypadek wtrącił je więc w samotność, to stanęło przed nimi powołanie dostępności dla innych. Powołanie trudne do rozpoznania, bo nie rozpoczynające się od uroczystego momentu ślubu czy ślubów zakonnych, który – choćby potem drogo opłacony – jest przecież radosny i w którym jest się osobą najważniejszą. Powołanie nie łączące się z takim szacunkiem społecznym, jak macierzyństwo czy kapłaństwo, nie opisywane w poezji, nie ośpiewane w piosenkach, często nie doceniane przez otoczenie. Wiele osób nie rozpoznaje go i kiedy słyszy wołanie o pomoc, nie bierze go do siebie. Małe dziecko zajmuje się tylko sobą, innych kocha, bo ich potrzebuje. Z czasem uczy się kochać innych dla nich samych, co świadczy o większej dojrzałości. Bezpośrednie obowiązki rodzinne skłaniają do zwrócenia się ku innym, ułatwiają więc tworzenie się postaw altruistycz- nych i są okazją do rozwoju. Człowiek, który tych obowiązków nie ma, jeśli nie podejmie powołania dostępności, może zatrzymać się w rozwoju w pewnym sensie dziecinniejąc, bo zajmuje się tylko sobą – jak małe dziecko. Są jednak tacy, którzy potrafią odpowiedzieć na to powołanie może najtrudniejsze, bo nie przynoszące bezpośrednich satysfakcji i pozostawiające na drugim planie. Odgrywają w społeczeństwie niezmiernie ważną rolę, będąc spoiwem małych grupek, stanowiąc pomost między nimi i wspierając je. Potrafią cieszyć się cudzymi osiągnięciami, kochać nie swoje dzieci, troszczyć się o sprawy nie własne i smucić troskami innych. Jak Samuel, który wielokrotnie wstawał na głos Boży wśród nocy myśląc, że to stary Heli go woła, umieją usłyszeć wołanie Boże w głosach otaczających ich ludzi i odpowiadają jak Prorok: «Mów, Panie» [i Kri 3,10].
0 Comments