Dziecko rodzi się całkowicie egocentryczne. Potrzebę związku z matką przynosi ze sobą na świat i kocha ją gwałtownie i gorąco, ale miłość ta, choć prawdziwa i dojrzała dojrzałością stosowną do wieku, jest nastawiona na siebie. Dominuje w niej chęć bliskości i przyjemność przebywania z osobą kochaną, zupełnie jednak bez zrozumienia jej potrzeb i jej punktu widzenia. Dziecko na przykład wspina się na łóżko chorej matki, bo chce być blisko niej, nie rozumiejąc, że może to być uciążliwe, albo prosi, żeby je nosić na rękach, nie zastanawiając się nad swoją wagą i zmęczeniem rodziców. Jest to etap konieczny do nauczenia się związków uczuciowych z ludźmi, ale jeśli rozwój pod tym względem nie posunie się dalej – a zdarza się to wcale nie tak rzadko – mamy do czynienia z człowiekiem dorosłym, który zwraca się do innych tylko dla własnej przyjemności czy korzyści. Pragnie on wprawdzie przebywać z wybranymi osobami, na przykład partnerem seksualnym, ale nawet w stosunku do nich nie potrafi przyjąć postawy dawcy i nie umie, a nawet nie próbuje wczuć się w ich sytuację i potrzeby. Obojętny na sprawy innych ludzi, pamięta tylko o sobie, dużo od innych wymagając, ale nic nie dając. Oczywiście nawet przed sobą nie przyznaje się do egoizmu otwarcie, stosując różne [opisane poprzednio] mechanizmy obronne, na przykład tworząc teorie, wedle których dla ludzi «nie warto być dobrym, bo na to nie zasługują», lub «trzeba dbać o siebie, bo nikt inny tego nie zrobi» itp.
0 Comments